niedziela, 12 czerwca 2016

Nie jestem żadnym gimbusem!

Pamiętam, że denerwowałam się za każdym razem, kiedy ktoś określał mnie mianem „gimbusa”. To było czasy gimnazjum. Barwny okres młodości, który wspominam niezbyt dobrze. Dlaczego? Ponieważ miałam inne priorytety. Myślałam, że najważniejsi są znajomi i ich opinia na mój temat dlatego zazwyczaj się temu wszystkiemu podporządkowywałam. Nauka w szkole nie była dla mnie zbyt ważna. Uważałam, że lepiej jest mieć SUPER WSPOMNIENIA niż bezustannie uczyć się, marnując tym samym swój cenny czas. Częste wagary, denerwowanie nauczycieli, głupie żarty i żenujące zachowania. Patrząc na to z perspektywy czasu myślę, że mogę sobie wybaczyć – byłam młoda, a tak właściwie to uczę się z dnia na dzień.



Myślę, że większość z Was miała podobnie. Podkreślam tutaj tę większość, ponieważ nie chciałabym wrzucać wszystkich do jednego worka. Wiadomym jest, że każdy jest inny.

Pierwsze imprezy, pierwsze niespełnione miłości, pierwszy alkohol i papierosy. Będąc w podstawówce – Krainie Wiecznej Szczęśliwości –  nie przejmowaliśmy się niczym, a w gimnazjum trzeba bezustannie walczyć. Największa walka toczy się o uznanie, dlatego każdy świeżo upieczony gimnazjalista jest w stanie zrobić wszystko aby przypodobać się większości. Czy to nie jest trochę głupie? Jest ale dostrzegamy to dopiero wtedy, kiedy troszkę dojrzejemy.

Wracając do tej mojej gimnazjalnej irytacji. Bardzo nie lubiłam, kiedy nazywano mnie gimbusem, choć – o zgrozo – aż przez dwa lata liceum nazywałam tak swoich młodszych znajomych oraz mojego brata. I to nie tylko z tego powodu, że są na tym etapie nauczania tylko dlatego, że tę grupę charakteryzuje wiele charakterystycznych rzeczy. Nie oszukujmy się ale to tutaj z dzieci przeobrażamy się w młodych gniewnych, wiecznie obrażonych  na otaczający nas świat. A bo to dostałam jedynkę z biologii! A bo Jacek mnie nie kocha! A bo Basia pojechała na noc do Marysi beze mnie!

Ale ze mnie hipokrytka.

Nazywałam tak innych, a w przeszłości zachowywałam się tak samo. Teraz moje myślenie zmieniło się diametralnie. Gimnazjum to owszem – nieco burzliwy okres – ale każdy musi to przejść. Na zachowania tej grupy trzeba patrzeć z przymrużeniem oka. Dlaczego? Bo sami zachowywaliśmy się kiedyś tak samo. Gimnazjaliści to nie są żadni podludzie, żeby traktować ich z góry, a my, starsi, nie jesteśmy żadnymi panami świata.






2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Większość moich znajomych jakoś nie imprezowała w gimnazjum :D Alkoholu nie piłam, do papierosów mam wstręt. I (chyba) też nigdy nie byłam gotowa zrobić wszystkiego dla namiastki respektu wśród innych. Bo co to za szacunek okupiony wypiciem kilku piw pod rząd bez zrzygania się?
    Widocznie nie byłam "typowym gimbusem" ;)
    Pozdrawiam
    Tutti
    MÓJ BLOG

    OdpowiedzUsuń