Pamiętam, że denerwowałam
się za każdym razem, kiedy ktoś określał mnie mianem „gimbusa”. To było czasy
gimnazjum. Barwny okres młodości, który wspominam niezbyt dobrze. Dlaczego?
Ponieważ miałam inne priorytety. Myślałam, że najważniejsi są znajomi i ich
opinia na mój temat dlatego zazwyczaj się temu wszystkiemu podporządkowywałam.
Nauka w szkole nie była dla mnie zbyt ważna. Uważałam, że lepiej jest mieć
SUPER WSPOMNIENIA niż bezustannie uczyć się, marnując tym samym swój cenny czas. Częste wagary, denerwowanie
nauczycieli, głupie żarty i żenujące zachowania. Patrząc na to z perspektywy
czasu myślę, że mogę sobie wybaczyć – byłam młoda, a tak właściwie to uczę się
z dnia na dzień.
Myślę, że
większość z Was miała podobnie. Podkreślam tutaj tę większość, ponieważ nie
chciałabym wrzucać wszystkich do jednego worka. Wiadomym jest, że każdy jest
inny.
Pierwsze
imprezy, pierwsze niespełnione miłości, pierwszy alkohol i papierosy. Będąc w
podstawówce – Krainie Wiecznej Szczęśliwości –
nie przejmowaliśmy się niczym, a w gimnazjum trzeba bezustannie walczyć.
Największa walka toczy się o uznanie, dlatego każdy świeżo upieczony
gimnazjalista jest w stanie zrobić wszystko aby przypodobać się większości. Czy
to nie jest trochę głupie? Jest ale dostrzegamy to dopiero wtedy, kiedy troszkę
dojrzejemy.
Wracając do tej
mojej gimnazjalnej irytacji. Bardzo nie lubiłam, kiedy nazywano mnie gimbusem,
choć – o zgrozo – aż przez dwa lata liceum nazywałam tak swoich młodszych
znajomych oraz mojego brata. I to nie tylko z tego powodu, że są na tym etapie
nauczania tylko dlatego, że tę grupę charakteryzuje wiele charakterystycznych
rzeczy. Nie oszukujmy się ale to tutaj z dzieci przeobrażamy się w młodych
gniewnych, wiecznie obrażonych na
otaczający nas świat. A bo to dostałam jedynkę z biologii! A bo Jacek mnie nie
kocha! A bo Basia pojechała na noc do Marysi beze mnie!
Ale ze mnie
hipokrytka.
Nazywałam tak
innych, a w przeszłości zachowywałam się tak samo. Teraz moje myślenie zmieniło
się diametralnie. Gimnazjum to owszem – nieco burzliwy okres – ale każdy musi
to przejść. Na zachowania tej grupy trzeba patrzeć z przymrużeniem oka.
Dlaczego? Bo sami zachowywaliśmy się kiedyś tak samo. Gimnazjaliści to nie są
żadni podludzie, żeby traktować ich z góry, a my, starsi, nie jesteśmy żadnymi
panami świata.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWiększość moich znajomych jakoś nie imprezowała w gimnazjum :D Alkoholu nie piłam, do papierosów mam wstręt. I (chyba) też nigdy nie byłam gotowa zrobić wszystkiego dla namiastki respektu wśród innych. Bo co to za szacunek okupiony wypiciem kilku piw pod rząd bez zrzygania się?
OdpowiedzUsuńWidocznie nie byłam "typowym gimbusem" ;)
Pozdrawiam
Tutti
MÓJ BLOG