poniedziałek, 20 lutego 2017

Severus Snape, czyli kilka słów o najukochańszym bohaterze literackim




Zawsze lubiłam czarne charaktery. Wydawały się być o wiele ciekawsze od tych wszystkich chodzących definicji dobra. Jednak Severus Snape, jeden z głównych bohaterów sagi o nastoletnim czarodzieju, nie był do końca taki czarny, jak wszystkim mogłoby się wydawać.

Oczywiście, wszyscy Potterheadsi wiedzą jak ostatecznie podsumowana została sylwetka Mistrza Eliksirów w ostatniej części, ale wydaje mi się, że Snape nie został dostatecznie doceniony. Do momentu ukazania się Insygniów Śmierci, Severus był jedną z najbardziej znienawidzonych postaci. Potem nastąpił przełom – był dobry! Kochał Lily, matkę Pottera, jakie to wszystko romantyczne! NAGLE wszyscy kochają Snape’a, a kiedy ZAWSZE mówiłam, że jest jedną z najlepszych postaci, jest intrygujący, tajemniczy i generalnie – ogłaszałam wszem i wobec, że to mój najukochańszy bohater – każdy mi się dziwił. Jak można go lubić? On jest straszny…! Jesteś nienormalna!

Harry Potter, mówi swojemu młodszemu synowi, Albusowi Severusowi o tym, że jego nauczyciel był najdzielniejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znał. Prawda, drogi Harry, prawda! Poza tym, J.K. Rowling świetnie naszego Mistrza wykreowała. Pokochałam go od Kamienia Filozoficznego i byłam wierna aż do końca.



Nie mogę powiedzieć, że się ze Snape’m utożsamiałam, ale w pewnym sensie rozumiałam jego zachowanie wobec otaczającego go świata. Był opryskliwy? Był. Był sarkastyczny? Oj tak… Złośliwy? A jakże! Ponadto, temu wszystkiemu towarzyszyła niezwykła aura tajemniczości. Zawsze uważałam, że jego charakterystyczne zachowanie musi być czymś spowodowane. Coś musiało wydarzyć się w jego życiu takiego, co sprawiło, że stał się gruboskórnym skurwysynem. Nic nie dzieje się bez przyczyny.

Nie można też zapomnieć o filmie, w którym w rolę Snape’a wcielił się niezwykły Alan Rickman, no i stało się – pokochałam ich obu. Zdania są podzielone. Niektórzy uważają, że Alan nie był odpowiednim aktorem do tej roli. Powoływano się na jego wiek i sylwetkę, bo ten książkowy Sev był o wiele młodszy no i chudszy, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Alan Rickman idealnie zinterpretował tę postać. Mimika twarzy, gesty, sposób mówienia. Nie można było przejść obok Snape’a obojętnie – albo się go nienawidziło i za każdym razem życzono mu jak najszybszej śmierci, albo kochało za wszystko, za tę jego snejpowatość.



Mistrza trzeba zrozumieć. Ja zrozumiałam, a kiedy dowiedziałam się, że do tego wszystkiego był po dobrej stronie, wiernie służył Dumbledore’owi i poświęcił całe swoje życie niespełnionej miłości… To było piękne. Bohater romantyczny, ale jednak inny od takiego Wertera czy Kordiana. Snape w przeciwieństwie do nich miał jaja, był mężczyzną, który robił to, co do niego należało. Był cholernie dzielny, cholernie silny, i cholernie męski.

I pomimo tego, że od wydania książki minęło tyle lat, ja nadal czytając fragment, w którym Książę Półkrwi umiera, płaczę jak bóbr, o filmie już nie wspominam, bo Rickman tak cholernie dobrze zagrał tę rolę, że moim zdaniem powinien być za to nagrodzony.

Przez te wszystkie lata?


Zawsze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz