Zawsze lubiłam
czarne charaktery. Wydawały się być o wiele ciekawsze od tych wszystkich chodzących
definicji dobra. Jednak Severus Snape, jeden z głównych bohaterów sagi o
nastoletnim czarodzieju, nie był do końca taki czarny, jak wszystkim mogłoby się wydawać.
Oczywiście,
wszyscy Potterheadsi wiedzą jak ostatecznie podsumowana została sylwetka
Mistrza Eliksirów w ostatniej części, ale wydaje mi się, że Snape nie został
dostatecznie doceniony. Do momentu ukazania się Insygniów Śmierci, Severus był
jedną z najbardziej znienawidzonych postaci. Potem nastąpił przełom – był
dobry! Kochał Lily, matkę Pottera, jakie to wszystko romantyczne! NAGLE wszyscy
kochają Snape’a, a kiedy ZAWSZE mówiłam, że jest jedną z najlepszych postaci,
jest intrygujący, tajemniczy i generalnie – ogłaszałam wszem i wobec, że to mój
najukochańszy bohater – każdy mi się dziwił. Jak można go lubić? On jest straszny…! Jesteś nienormalna!
Harry Potter, mówi
swojemu młodszemu synowi, Albusowi Severusowi o tym, że jego nauczyciel był najdzielniejszym człowiekiem, jakiego
kiedykolwiek znał. Prawda, drogi Harry, prawda! Poza tym, J.K. Rowling
świetnie naszego Mistrza wykreowała. Pokochałam go od Kamienia Filozoficznego i
byłam wierna aż do końca.
Nie mogę
powiedzieć, że się ze Snape’m utożsamiałam, ale w pewnym sensie rozumiałam jego
zachowanie wobec otaczającego go świata. Był opryskliwy? Był. Był sarkastyczny?
Oj tak… Złośliwy? A jakże! Ponadto, temu wszystkiemu towarzyszyła niezwykła
aura tajemniczości. Zawsze uważałam, że jego charakterystyczne zachowanie musi
być czymś spowodowane. Coś musiało wydarzyć się w jego życiu takiego, co sprawiło,
że stał się gruboskórnym skurwysynem.
Nic nie dzieje się bez przyczyny.
Nie można też
zapomnieć o filmie, w którym w rolę Snape’a wcielił się niezwykły Alan Rickman,
no i stało się – pokochałam ich obu. Zdania są podzielone. Niektórzy uważają,
że Alan nie był odpowiednim aktorem do tej roli. Powoływano się na jego wiek i
sylwetkę, bo ten książkowy Sev był o wiele młodszy no i chudszy, ale ja nie
zwracałam na to uwagi. Alan Rickman idealnie zinterpretował tę postać. Mimika
twarzy, gesty, sposób mówienia. Nie można było przejść obok Snape’a obojętnie –
albo się go nienawidziło i za każdym razem życzono mu jak najszybszej śmierci,
albo kochało za wszystko, za tę jego snejpowatość.
Mistrza trzeba
zrozumieć. Ja zrozumiałam, a kiedy dowiedziałam się, że do tego wszystkiego był
po dobrej stronie, wiernie służył Dumbledore’owi i poświęcił całe swoje życie
niespełnionej miłości… To było piękne. Bohater romantyczny, ale jednak inny od
takiego Wertera czy Kordiana. Snape w przeciwieństwie do nich miał jaja, był
mężczyzną, który robił to, co do niego należało. Był cholernie dzielny,
cholernie silny, i cholernie męski.
I pomimo tego,
że od wydania książki minęło tyle lat, ja nadal czytając fragment, w którym
Książę Półkrwi umiera, płaczę jak bóbr, o filmie już nie wspominam, bo Rickman
tak cholernie dobrze zagrał tę rolę, że moim zdaniem powinien być za to
nagrodzony.
Przez te wszystkie lata?
Zawsze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz